Olbrzymka z Wyspy i inne apokryfy
Cena regularna:
towar niedostępny
dodaj do przechowalniOpis
„Olbrzymka z wyspy” to kolejny zbiór apokryfów autorstwa Wojciecha Szydy – tym razem są to głównie sylwetki znanych postaci historycznych lub bytów nadprzyrodzonych. Bohaterami są tutaj m.in. archanioł Gabriel, Poncjusz Piłat, biskup Jordan, średniowieczna gigantka z Lednicy, Zygmunt III Waza, ale również… Lech Jęczmyk (w zamykającym tom opowiadaniu „Jądro teraźniejszości”, dziejącym się w roku 1984). Książka zawiera łącznie szesnaście tekstów, w tym siedem nigdy niepublikowanych, z czego aż pięć nowych (napisanych w 2023 roku). Pozostałe to m.in. „Ciało i krew” o poszukiwaniu Świętego Graala (na jego podstawie powstało słuchowisko radiowe z Mateuszem Damięckim w roli rycerza Kelcha) oraz nowela „Drabina i łańcuch” (o świecie bez czasu), nawiązująca do teorii nadistot Adama Wiśniewskiego-Snerga.
Zawartość tomu:
- Olbrzymka z wyspy
- Ostatnia misja de la Briega
- ZIIIW
- Czerwień (legenda herbowa)
- L'Impressionisme. Próba kontaktu
- Psy wojny
- Ciało i krew
- Zabójcy czasu
- Spiskowa teoria chmielu
- Przypowieść o złym urzędniku
- Dom na krawędzi światów
- Drabina i łańcuch
- Przemiana
- Czas reakcji
- Chrzest deszczu
- Jądro teraźniejszości
Dane techniczne
Oprawa | twarda |
Liczba stron | 324 |
Wydawca | Stalker Books |
reversed
Książka kolekcjonerska :D, bo zebrała powtórzone niektóre ze znanych już drzewiej tekstów starszych (znane) i mniej starszych (nieznane) okraszonych nową produkcją (jeszcze ciepłe). Całość zaetykietowano apokryfami wyjawiając obiekty tej apokryficznej snajperki. Okazało się to cennym kołem ratunkowym, bo w części tych opowieści ich bohaterowie nie są nam objawieni wprost, co szczególnie tyczy się „ZWIII” (kodowa nazwa Króla Zygmunta z kolumny). Opowieści faktycznie wypełniają znamiona apokryfów, czyli historii i żyć dokonanych o nieklarownej wiarygodności i faktografii. Język tych opowieści jest natomiast pierwszego sorty polszczyzną, smakowicie i lekko (nie mylić z łatwo, o nie) się czytającą. Nowe teksty ujawniają jednak w miarę ku teraźniejszości rosnącą siłę greligii (grawitacji ku motywom religijnym), co może powodować irytujące odczucie natręctwa mającego wypełniać płycizny konceptu w scenariuszu opowiadania. Im bliżej teraźniejszości, tym więcej też meandrowania przypominającego gonitwę przemyśleń. Wśród opowiadanych historii znajdziemy przygodę z nutą awanturnictwa, przenikanie strumieni czasu, alt-historię, kontakt z inną świadomością, cyber wątki, neurotycznego poszukiwacza najświętszego kielicha, rzeczywistości równoległe. Jest w tych opowiadaniach kilka interesujących pomysłów. Biochemia, jako medium kontaktu tak bardzo inna od naszego, ludzkiego wyobrażenia medium i formy porozumienia z innym rozumem. Bardzo przypomina to przypadek z „Historii twojego życia” zekranizowanej w „Nowym początku”, czy kolektywne odczuwanie w „Pustce zwane pokojem”. Zajmujące są też trwaloki dozymetrujące obywatelom ich stan emanacji, czyli odległości od Absolutu. Apokryficzny zbiór ułożono zręcznie z historyzującą klamrą spięcia w kształt mitycznego Uroborosa chrztem przemiany barbarzyńskich Polan i naukowo stylizowanego doopowiedzenia historii Olbrzymki z Lednicy. Nie przekonał mnie natomiast dołączony na końcu zbioru alternatywny wątek Jęczmyka-męczennika. Jakieś to wysilone i przesłodzone sentymentalno-patriotycznie. Zanim jednak mogłem coś z tej książki wyczytać mogłem o niej wsłuchać się w słowa Autora podczas spotkania „literackiego” w siedzibie poznańskiego klubu fantastyki „Orbita” (02.03.2024). Nie znając ani krzty z tekstów czułem jednakowoż mało komfortowo. Autor zaczął swoją opowieść o tej książce zrazu, jakby nieśmiało, badawczo wodząc po zgromadzonej publice. W miarę kolejnych zdań szło lepiej, pewniej. Niemała w tym zasługa Naukowca robiącego w literaturze, który Autora przepytywał na okoliczność tego, co w tej książce się znalazło. Publika słuchała, ale znać było, że para Naukowiec-Autor trzyma języki na wodzy i zbytniego spolerowania się ustrzegła. Tak więc znając inne dokonania Autora (wyszukajcie je sobie, ba nie robię za darmowego szperacza) siedziałem jak na kazaniu powszechnie określanym, jako tureckie. I nic to, że tylko jeden ze słuchaczy przyznał się wywołany pytaniem Naukowca, że ten kolekcjonerski pakiet apokryfów przeczytał. Cichcem dodał zaraz, żę poniekąd służbowo, bo w trybie czytania recenzenckiego (ale recenzji nie ujawnił, nie zdradził też, czy tekstowo powstała). O książce i szerzej o tym, co Autora napędza było jednak ciekawie. Nabyłem więc książkę drogą kupna i podzieliłem się swoim jej odczytaniem.